sobota, 12 listopada 2011

4.

                Każda minuta była jak wieczność. W mojej głowie były same pytania. Jak mogło do tego dojść? Czym sobie na to zasłużyliśmy? Jak to możliwe, że w  jedną godzinę zmieniło się wszystko?  Miałam wszystkiego dość. Czułam się pusta i samotna, mało brakowało mi do szaleństwa. Czekałyśmy już ponad dwie godziny, podczas których, podobno, wszystko mogło się stać. „Pierwsze cztery godziny są decydujące” – mówił lekarz. Do mnie to nie docierało. Niby o czym miałyby zdecydować? Przecież nic nie może się stać. Wszystko będzie dobrze. Musi być.
                - Idę się przewietrzyć  – poinformowałam mamę. Mimowolnie spojrzałam w jej zielone oczy. Nigdy nie widziałam w wyrazie czyjeś twarzy tak wielkiego niepokoju.  – Nie bój się, mamo, wszystko będzie dobrze - powiedziałam łagodnym głosem.
                Nie odpowiedziała, schowała twarz w dłonie.
                Wyszłam przed budynek szpitalny i odetchnęłam świeżym powietrzem. Dopiero wtedy dotarła do mnie powaga tej całej sytuacji. Przypomniałam sobie poranną rozmowę z Anką. Nie rozmawiałyśmy o niczym szczególnym, głównie o szkole i o wypracowaniu z polskiego, którego mojego siostra nie napisała. Pewnie, gdyby nie to durne zadanie, wszystko potoczyłoby się inaczej. Anka poszłaby do szkoły i wróciła ze mną do domu – co prawda zmarznięta i przemoczona, ale cała i zdrowa. Czy mogłam coś zrobić? Jakoś temu zapobiec? Nie miałam żadnych przeczuć, nie podejrzewałam, że coś takiego może się stać. A pewnie powinnam. Tak samo, jak powinnam być lepszą siostrą i córką. Nasze wzajemne relacje od dawna nie były właściwe, może dlatego niczego nie poczułam. Tego, że jednak powinna iść do tej szkoły. Tego, że kiedy ja przejmowałam się brzydką pogodą, ona była w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Że przez jeden krótki moment nieuwagi, zmuszona została do walki o swoje życie. A może… może… po prostu nie chciałam tego poczuć?
                Nagle coś we mnie pękło, rozdarło od środka. Wstrzymałam oddech i rozszerzyłam powieki. „Biegnij” – pomyślałam. Serce biło mi jak oszalałe. Ruszyłam pędem z powrotem do szpitala, potrącając po drodze ludzi i w mgnieniu oka znalazłam się na OIOMie.
                Wtedy czas się zatrzymał a świat legł w gruzach.

5 komentarzy:

  1. rozumiem, że to komplement?
    cieszę się, jeśli się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że tak ! ♥

    Zapraszaam też do mnie ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. póki co wydaje się całkiem ciekawe, chętnie przeczytam kolejne części

    OdpowiedzUsuń
  4. WOW.
    Rozbroiłaś mnie tym tekstem. Z początku tak smutnie, zakończyłaś czymś niesamowitym, niespodziewanym. Podsyciłaś moje pragnienie dalszej lektury.
    Tak więc czekam^^!

    OdpowiedzUsuń