jeżeli nie czytałaś/eś poprzedniego wpisu, nie czytaj tego
Nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji, próbuję zażartować.
- Mnie tam się zdaje, że żyję… - mówię, ale mama się nie uśmiecha. W końcu odrywa się ode mnie i siada na krześle w kuchni. Milczy. Ja czekam.
- Pół godziny temu dzwoniła do mnie nasza sąsiadka… - zaczęła. - Powiedziała, że za miastem, obok przedszkola Salezjanek był wypadek… Samochód potrącił młodą dziewczynę… Ona to widziała, była świadkiem zdarzenia… Zadzwoniła do mnie, bo stwierdziła, że… że… że ta dziewczyna wyglądała jak Ty… I miała czerwoną czapkę w czarne paski… Taką, jaką masz Ty… Boże, tak bardzo się wystraszyłam… Ona mówiła, że nie jest pewna, więc zadzwoniłam do Ciebie… Ale Ty nie odebrałaś. Niczego w tamtej chwili nie pragnęłam tak bardzo, jak usłyszeć Twój głos…
- Przepraszam, ale… telefon miałam wyciszony i nie słyszałam – wytłumaczyłam się. Skłamałam, ale nie miało to żadnego znaczenia.
- Nieważne. To już nieważne. Najważniejsze, że jesteś… Cała i zdrowa. Boże, tak bardzo się cieszę… Tak bardzo… - znowu mnie przytuliła. Czułam, że coś jest nie tak.
- Idź się przebierz, a ja w tym czasie przygotuję ci obiad. Musisz zjeść coś ciepłego, jesteś cała mokra, jeszcze się przeziębisz.
Coś jest nie tak.
- Mamo, gdzie jest Anka? – zapytałam niespodziewanie. Pytanie to samo cisnęło mi się na usta.
- Poszła do miasta zrobić zakupy. Miała wpaść jeszcze do kolegi…
Nie. Błagam, nie.
- Coś długo jej nie ma…
Nie. Nie… NIE!
Nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji, próbuję zażartować.
- Mnie tam się zdaje, że żyję… - mówię, ale mama się nie uśmiecha. W końcu odrywa się ode mnie i siada na krześle w kuchni. Milczy. Ja czekam.
- Pół godziny temu dzwoniła do mnie nasza sąsiadka… - zaczęła. - Powiedziała, że za miastem, obok przedszkola Salezjanek był wypadek… Samochód potrącił młodą dziewczynę… Ona to widziała, była świadkiem zdarzenia… Zadzwoniła do mnie, bo stwierdziła, że… że… że ta dziewczyna wyglądała jak Ty… I miała czerwoną czapkę w czarne paski… Taką, jaką masz Ty… Boże, tak bardzo się wystraszyłam… Ona mówiła, że nie jest pewna, więc zadzwoniłam do Ciebie… Ale Ty nie odebrałaś. Niczego w tamtej chwili nie pragnęłam tak bardzo, jak usłyszeć Twój głos…
- Przepraszam, ale… telefon miałam wyciszony i nie słyszałam – wytłumaczyłam się. Skłamałam, ale nie miało to żadnego znaczenia.
- Nieważne. To już nieważne. Najważniejsze, że jesteś… Cała i zdrowa. Boże, tak bardzo się cieszę… Tak bardzo… - znowu mnie przytuliła. Czułam, że coś jest nie tak.
- Idź się przebierz, a ja w tym czasie przygotuję ci obiad. Musisz zjeść coś ciepłego, jesteś cała mokra, jeszcze się przeziębisz.
Coś jest nie tak.
- Mamo, gdzie jest Anka? – zapytałam niespodziewanie. Pytanie to samo cisnęło mi się na usta.
- Poszła do miasta zrobić zakupy. Miała wpaść jeszcze do kolegi…
Nie. Błagam, nie.
- Coś długo jej nie ma…
Nie. Nie… NIE!
- Mamo… - szepnęłam. – Ona… Ona dzisiaj pożyczyła ode mnie moją czapkę.
Ciąg dalszy nastąpi...
Ciąg dalszy nastąpi...